Piwne Podsumowanie 2012 część II
Rok 2012 w mojej ocenie był dla piwa rokiem bardzo dobrym. Taki też był wydźwięk pierwszej części Piwnego Podsumowania. Nie sposób jednak nie wspomnieć o tym, co nas rozczarowało, zawiodło, […]
Polskie rzemieślnicze piwa i browary, relacje z imprez i wydarzeń czyli wszystko to, co w świecie polskiego dobrego piwa najważniejsze
Rok 2012 w mojej ocenie był dla piwa rokiem bardzo dobrym. Taki też był wydźwięk pierwszej części Piwnego Podsumowania. Nie sposób jednak nie wspomnieć o tym, co nas rozczarowało, zawiodło, […]
Rok 2012 w mojej ocenie był dla piwa rokiem bardzo dobrym. Taki też był wydźwięk pierwszej części Piwnego Podsumowania. Nie sposób jednak nie wspomnieć o tym, co nas rozczarowało, zawiodło, czasem wkurzyło, a czasem wzbudziło salwy śmiechu. Spróbuję opisać to posługując się obowiązującą do niedawna typologią browarów.
Browar regionalny – określenie które już dawno utraciło pierwotnie znaczenie, o ile kiedykolwiek je miało. Piwa z mniejszych browarów można już kupić w ogólnopolskich sieciach handlowych a niepasteryzowane wersje stoją na półkach w temperaturze otoczenia. „Regionalne” zafiksowały się na piwach niepasteryzowanych nie zauważając, jak konkurencja odlatuje im z prędkością światła. Inną sprawą jest autentyczność braku pasteryzacji. Wspaniałym na to dowodem było zdjęcie z Browaru Konstancin, gdzie „niepasteryzowane” traktowane było zakresem temperaturowym w przedziale 59-60° C. Z innymi rodzajami nie jest lepiej. Wprowadzanie nowych produktów typu hefeweizen w roku 2012 to kpina z pojęcia „nowości”. Prawdziwą innowacją krajowego browaru regionalnego stało się tworzenie owocowych potworków w stylu Jagiełło Pomelo czy Gniewosza Grejpfrutowego. Znalazło się też coś dla wielbicieli warzyw. Orkiszowe z czosnkiem z Kormorana stanowiłoby ciekawą przeciwwagę wobec dynio-halloweenowego ataku „kontraktowców” jednak aromat kiszonki chronił przed spróbowaniem tego piwa nie gorzej niż czosnek przed wampirem. Piwa te stały się dla mnie ikonami upadku prestiżu piwowarstwa regionalnego. Nie można zapominać o lekko wygasającej już modzie na piwo miodowe. Jako że browar regionalny patrzy na chmiel i goryczkę ze sporą dozą podejrzliwości, naturalnym zamiennikiem stały się wszelkie słodkie dodatki. Czy jeszcze należy wspominać o kwestii stabilności smaku takich piw? Czytając wpisy amatorów regionalnego piwowarstwa na usta ciśnie się tylko jedno porównanie – to iście saperska robota. Różnica jest taka, że na piwnych minach można wylecieć wielokrotnie. Podawanie dat warek piw nadających się do przyjemnego picia zakrawa na sekciarsko-masochistyczne skłonności piwnych eksploratorów. Sytuację „regionalnych” ratują portery, które na szczęście można doleżakować sobie w domu. Podsumowując: Dla przeciętnego klienta oferta „regionalnego” może być satysfakcjonująca (tym bardziej, że nie jest obeznany z wadami typowymi dla tego typu piw), dla wyrobionego – w żadnym razie. Browary regionalne mają przed sobą zadanie przejmowania segmentu konsumentów piw koncernowych. Piwosze bardziej rozeznani przerzucać się będą na piwa z browarów rzemieślniczych, choć należy pamiętać, że istotnym czynnikiem będzie różnica ceny i dostępności obydwu segmentów.
Browar restauracyjny – wydawało się, że piwna rewolucja w Polsce będzie miała twarz browaru restauracyjnego. Od 2011 widzimy coraz to więcej nowo otwieranych miejsc tego typu. Niestety, podstawową bolączką browarów restauracyjnych jest brak wykwalifikowanych piwowarów. Większość zatrudnionych tam piwowarów (a właściwie osób pełniących tę funkcję) opiera się w swojej pracy na wiedzy przekazanej podczas szkolenia udzielonego przez dostawcę sprzętu. Umiejętności to jedno, piwny konserwatyzm to drugie. Brak odwagi we wprowadzaniu nowych gatunków może wynikać z preferencji klientów, widzimisię właściciela lub wspomnianego braku umiejętności piwowara. Wszystko to powoduje, że od kilku lat standardami w naszych browarach restauracyjnych jest „święta trójca” czyli pils, pszenica i ciemne, a i okazjonalnie warzone piwa nie stanowią obecnie jakiegoś unikatu. Widać, że drogi rozwoju są dwie – albo stagnacja i zamknięcie się w bezpiecznym kokonie restauracji, gdzie piwo stanowi tylko dodatek. Albo podjęcie takich wyzwań jak współpraca z piwowarami domowymi i okazjonalne (a może i na stałe) oferowanie takich specjalnych warek w rzadko spotykanych stylach. Dobrymi przykładami takiej współpracy w mijającym roku były piwa AIPA (Krzysztof Kula/Haust), APA (Volker R. Quante/Stara Komenda), witbier (Krzysztof Kula/Czenstochovia) czy miodowy porter (Marcin Chmielarz/BrowArmia). O „Kolaborantach” z Widawy pisałem już w pierwszej części. Koniecznie trzeba też wspomnieć o gdańskiej Brovarnii, gdzie urzęduje Michał Saks, a którego AIPA była dla mnie zaczątkiem tego, co obserwowaliśmy poźniej w 2012 roku.
Browar „koncernowy” – w mijającym roku widzieliśmy wiele inicjatyw mających poprawić wizerunek i ofertę molochów. Najwięcej pod tym względem zrobiła chyba Kompania Piwowarska prezentując linię „Książęce”. Jednak bezsmakowy „Czerwony lager”, pszenica dolnej fermentacji czy słodkawy ciemniak wzbudzały co najwyżej uśmiech politowania. Wypuszczenie Tyskiego Klasycznego opartego o Reinheitsgebot niewiele pomogło, nawet pite niepasteryzowane z tanku (innowacja ściągnięta od południowych sąsiadów) nie wzbudzało żywszej reakcji. A co u konkurencji? Grupa Żywiec może chwalić Boga, że wskutek kaprysu prezesa Browar Zamkowy w Cieszynie nie poszedł swego czasu pod nóż. Dzięki temu może ze swoim „Grand Championem” zajmować segment w niszy warzonego tradycyjnymi metodami piwa. Zarazem cynicznie wykorzystuje terminy „regionalne” i „niepasteryzowane” stosowane przez mniejsze podmioty. Pojęcie regionalności według rozumienia koncernu to wyłącznie odpowiednia marka kojarząca się z regionem i dostępna głównie na jego obszarze. Natomiast piwo „niepasteryzowane” to takie, w którym zastosowano mikrofiltrację czyli inną metodę utrwalenia. Obserwując takie posunięcia nie ulega wątpliwości, że i koncerny będą chciały rzucić na rynek piwo „rzemieślnicze” natychmiast, kiedy tylko określenie to stanie się znane szerszej rzeszy piwoszy poszukujących smacznego piwa. „Piwo rzemieślnicze” to chyba ostatni nieskompromitowany termin. Dobrze wiemy jak skończyło się promowanie określenia „regionalne”. Pomijając jego esencję wyłożoną wyżej w tym tekście, wiemy że browary, których moce produkcyjne sięgają miliona hektolitrów rocznie i stosujące przemysłowe metody produkcji piwa (np. Łomża czy Perła) chętnie podkreślają swoją przynależność do grupy „regionalnych”. Jeśli mowa o Perle, trzeba wspomnieć o kuriozalnym wyniku przetargu na zabytkowy browar w Zwierzyńcu, dzięki któremu spółka która go uśmierciła, po raz kolejny bierze go dzierżawę. Tym razem ma być lepiej – piwo będzie warzone na minibrowarowej instalacji w budynku postawionym na terenie zwierzynieckiego browaru. Nie wiadomo czy śmiać się, czy płakać…Opisując posunięcia dużych graczy koniecznie trzeba wspomnieć o wykorzystaniu niszy, która dała im chwilę oddechu czyli wprowadzeniu na rynek radlerów. Może się zdziwicie ale dla mnie to pozytywne zjawisko. Przy braku na krajowym rynku szeroko dostępnego piwa o woltażu sięgającym 3% alk. taka lemoniada jest dobrym wyborem w letnie wakacyjne (przed)południe. Oczywiście przy założeniu, że po piwo sięgniemy później…
Browary kontraktowe – ha, a jednak zrobiliśmy małe kółko i wracamy do hasła od którego zaczęliśmy. Nie odmówię bowiem sobie dworowania z prawdziwych perełek piwnego rynku, dzięki którym nie brakowało tematu rozmów przy piwie, a uśmiech nie schodził z twarzy. Dionizos, Antidotum – tych nazw przybliżać chyba nie ma trzeba. Takie produkty jak Rodzynkowo-Rumowe, Toffi czy Miód Mięta Malina mówią same za siebie. Radomski Bearnard nie zna takiego połączenia łakoci, którego nie można by zastosować do lagera. Jeśli Twoja mama, dziewczyna lub koleżanka krzywi się od goryczy obecnej w naszych mejnstrimowych piwach taki prezent niewątpliwe przekona ją do sięgnięcia od czasu do czasu po „piwo”. Nasz kolejny bohater – Antidotum, stanął na podium w konkursie „Najbardziej oszczędny browar 2012”. Zamiast wylać pierwsze próbne warki do kanału wolał zaoszczędzić trochę grosza, pchnąć piwo na rynek i dzięki temu doszczętnie zszargać sobie renomę w środowisku. Przebojem końca roku stał się natomiast „Łebski Browar”, który sam sobie przyznaje nagrody. Tym sposobem „Łebscy” kontraktowcy pochwalić się mogą złotymi medalami takich prestiżowych fanpejdżów jak „Teraz piwo” oraz „Kulinarny przewodnik”. W 2013 na pewno nie zabraknie takich przedsięwzięć, wszak moda na piwo lokalne zatacza coraz szersze kręgi.
Kończąc Piwne Podsumowanie 2012 chcę napisać o zjawisku które przybiera na sile i które pokazuje patologię krajowego rynku. Chodzi mi mianowicie o rosnącą piwną polaryzację. Z jednej strony mamy „piwną rewolucję”, czyli pojawianie się względnie sporej ilości nowych gatunków piw kierowanych do świadomego piwosza, który jest w stanie zapłacić około 10 pln za 0,5 l. Z drugiej strony mówi się o dyskontyzacji rynku piwa, którego średnia cena wynosiła w mijającym roku niecałe 2,60 pln za 0,5 l czyli mniej niż 3 lata wcześniej. O jakości piw dolnej półki nie ma co wspominać ale gdzie do diabła mamy średnią półkę?!? Gdzie jest solidne, stołowe piwo o umiarkowanej cenie, które można popijać bez zobowiązań i wyrzutów sumienia o brak sporządzenia jego odpowiedniej oceny? Taką rolę spełnia zazwyczaj porządny, chmielowy pils o przyjemnej goryczce, nie zaskakujący smakiem kompletnie odmiennym od wcześniejszej partii. Ciągle nie mogę doczekać się takiego piwa, może rok 2013 przyniesie pod tym względem zmianę?
Co do radlerów nie zgodzę się z Tobą, to co nam zaserwowały koncerny w tym zakresie jest chemiczną trudno pijalną cieczą. Nie jest to żadna odmiana, a nawet bym nie próbował używać słowa piwo, http://jasnepelne.blogspot.com/2012/12/degustacja-polskie-sowackie-i-czeskie.html tu masz szybki przegląd tego co można było w tym roku kupić
Oczywiście, że te radlery są napojami piwopodobnymi. Jednak latem w południe nie warto mącić sobie umysłu i czasem sięgam po taki orzeźwiający (przynajmniej dla mnie) napój. Wielokrotnie piłem Staropramena Cool, całkiem przyzwoita rzecz na upały.
Tyle że Staropramen to nie Warka. Piłem wiele całkiem smacznych zagranicznych radlerów a dobrego krajowego jeszcze nie trafiłem.
Sama prawda, tylko przytaknąć. Co do porządnych piw codziennych typu lekki pils, schwarz itd to jest problem bo nie ma komu ich uwarzyć. Inicjatywy kontraktowe biorą style rzadkie, po drugie mają spore koszty wytworzenia, więc unikają piw powszednich. Takie piwa to piwinna byc domena browarów małych i średnich, ale od nich dostajemy albo serię smakowych potworków o których było już w tekście, albo piwa obarczone taką ilością wad, że nie warto o nich wspominać. Także pozostają nam coraz lepiej dostępne Policki, Krakonosy, Opaty, Svijany itp
Wiadomo, jak pils to dla mnie najlepszy jest czeski. Pozostaje kwestia ceny, a to ma być przecież codzienne stołowe piwo.
Manufakturowy Pils miał ku temu potencjał, ale najwyraźniej filtracja go wykastrowała. Z beczki to było to, z butelki już nie.
Pozostaje tylko jedno pytanie: czy rynek chce tego samego, co garstka piwnych sekciarzy?
Smak Manufakturowego Pilsa z beki był jak najbardziej w porządku, pytanie czy 14-tka to jest piwo stołowe. No i nie demonizujmy rynku, miejsce na goryczkowego pilsa jest. Takie Lagerowe chociażby, gdyby użyto do niego porządnego chmielu to byłoby to!
14 to kiepskie piwo stołowe, mam tego świadomość. Ale ekstrakt był narzucony z góry, nie było tu pola manewru. 11 uwarzyłem w Tarczynie, ale tu był problem z dystrybucją i to położyło te piwa.
A gdyby te 11-tki trafiły w butelki to czy cena byłaby adekwatna? Mam wątpliwości, Bury Kocur i Jeden Chmiel w lokalach miały cenę koło złotówki niższą niż AIPA…
Bo tak je wyceniły lokale. Cena na wyjściu z browaru była identyczna jak Altbiera i innych piw MP (poza Pilsem, który jest tańszy).
A „Ciechan Lagerowe”? W kategorii piw jasnych wygralo Plebiscyt na Piwo Roku 2011 browar.bizu. W tym roku zapewne tez wygra, bo nie widze nowych konkurentow…
A na upaly wole witbiera niz piwopodobnego radlera.
Lagerowe charakteryzowało się dość wyraźną ale zalegającą, tępą goryczką. A Witbier bardzo dobry wybór. Na przykład Artezan. Szkoda, że latem nie był w takiej formie jak teraz, zimą…
A ja ciągle czekam na polską „desitkę”. Teraz mam wybór między Lekkim z Konstancina (ostatnio poprawiła się goryczka) a Wrocławskim z Lwówka. A chciałoby się czegoś na miarę Pierwszej pomocy z Pinty – czyli kopii stylu czeskiego. Co do popularnej „dvanactki” (czyli u nas trochę zapomnianego, a kiedyś powszechnego piwa o ekstr. 12,5) to co do smaku typowałbym Widawę Premium Lager. Tak jak piszecie jednak problemem jest tu niszowość tych piw, a co za tym idzie ich dostępność i cena 😦 Więc nadal czekam na piwa w rodzaju Zdrojowego z Konstancina i Królewskiego z Grzybowskiej czy „Czerwonej” Warki, które były smaczne, dostępne (piszę o Wawie) i tanie 🙂
Zresztą tak było i w innych regionach: Herbowe/Dojlidy Białystok, Kujawiak/Bydgoszcz, Gdańskie/Gdańsk, Połczyn Zdrój, Wyborowe/Łomża, Gronie/Tyskie, Piast/Wrocław, itp itd
i komu to przeszkadzało?
Pilsy powinny być podstawowym piwem w ofercie browarów regionalnych. Rzemieślnicy w pilsa nie wejdą, bo raczej niewielu skusi się na takie piwo za cenę około 8 pln. Było kilka piw, które satysfakcjonowały mnie odpowiednią dozą przyjemnej goryczki: Konstancin Mazowieckie, Miłosław Pilzner, swego czasu Grudziądzkie. To już przeszłość…
Co do 10-tek. Jedyną dobrą krajową 10-tką było dla mnie Zdrojowe z Konstancina. A i Wrocławskie i Pierwsza Pomoc miały zdecydowany deficyt goryczki.
Jest to też miejsce dla browarów-restauracyjnych. Choć u nas mam częściej do czynienia z czymś co jest restauracją z browarem w którym tylko cena sugeruje b.wysoką jakość (jeśli chodzi o piwo).
Jak najbardziej browary restauracyjne powinny oferować dobrego pilsa. Zresztą takowe z poznańskiej Brovarii czy warszawskiego czy z łódzkiego Bierhalle były swego czasu wyśmienite. Sęk w tym, że obecnie za 10 pln możemy się napić ciekawszego gatunkowo piwa.