Podczas swoich piwnych peregrynacji odwiedzam albo browary działające albo zamierzające wkrótce uruchomić produkcję. Czasem też zdarza mi się obejrzeć browary, które zakończyły już swą piwowarską działalność. Towarzyszy temu nikła nadzieja, […]
Podczas swoich piwnych peregrynacji odwiedzam albo browary działające albo zamierzające wkrótce uruchomić produkcję. Czasem też zdarza mi się obejrzeć browary, które zakończyły już swą piwowarską działalność. Towarzyszy temu nikła nadzieja, że może kiedyś uda się tu przywrócić magię produkcji piwa. Najgorsze są jednak wizytację ruin, zdewastowanych budynków z wyszarpanymi instalacjami czy też martwych placów po wyburzonych browarach. Tam nie istnieje już żadna nadzieja na powrót dawnych dobrych czasów.
Takim przykładem jest browar z mojego rodzinnego miasta czyli Browar Warszawski. Nie miejsce tu aby opowiadać o historii założonego w 1846 browarze Haberbusch i Schiele czy powojennym Browarze Warszawskim. O tym możecie przeczytać na wikipedii tu oraz tu.
Tutaj chce opisać osobiste doświadczenia z Królewskim. Paradoksalnie moim pierwszym wypitym piwem wcale nie było piwo warszawskie ale piwo wareckie. W tamtych czasach (1990 r.) obowiązywało coś na kształt regionalizacji i na terenie Warszawy dystrybuowano przede wszystkim piwo z browarów w Warszawie i Warce (choć okazyjnie można było też dostać np. Leżajsk Full czy Okocim Zagłoba). Jednak pierwszy spróbowany porter był już jak najbardziej uwarzony w Browarze Warszawskim. Prawda zresztą jest taka, że kupowało się go ze względu na optymalny stosunek zawartości alkoholu do ceny, która była niewiele wyższa niż zwykłego jasnego pełnego. A że smakowało, to już inna sprawa 😉
A jak było z Królewskim z beczki? Tu też złożyło się tak, że w połowie lat 90-tych pijałem z beczki przede wszystkim piwo wareckie, które obok Okocimia było podstawowym piwem dostępnym w Pubie u Rafała. Knajpa ta znajdowała się w pawilonach na Świętokrzyskiej. Pawilony zaorano, pod ziemią zbudowano stację metra, a na powierzchni straszy buda z kebabem. Królewskie zdarzało się wtedy pijać w nieodległym Dolce Vita na Marszałkowskiej, jednak nie pozostawiło ono specjalnych wrażeń. Dopiero pod koniec lat 90-tych pamiętam lane Królewskie, które urzekało swą świeżością i chlebowo-słodowym charakterem. Piwo trzymało formę nawet po przejęciu w roku 2001 przez austriaków z Brau Union AG.
W 2001 r Browary Warszawskie, do tej pory spółka pracownicza, zostały zakupione przez austriacki Brau Union AG. Po trzech latach dały o sobie znać ruchy w wielkim kapitale i Brau Union przejęte zostało przez holenderskiego Heinekena, właściciela Grupy Żywiec. W 2004 roku postanowiono o zakończeniu produkcji i likwidacji browaru. Teren w centrum miasta sprzedano hiszpańskiemu developerowi Grupo Prasa za 42 mln EUR (ok. 170 mln zł). Brau Union za trzy browary – Warszawski, Kujawiak oraz Van Pur zapłacił w 2001 r. 85 mln EUR czyli ok. 425 mln zł. Kryzys z 2009 zweryfikował plany dewelopera, niedawno za analogiczną kwotę 42 mln EUR, „wyczyszczony” z hal produkcyjnych teren odsprzedany został kolejnemu deweloperowi, tym razem polskiemu Echo Investment. Na dawnym terenie browaru ma powstać kompleks mieszkalno-biurowy. Pomimo tego, że cały teren browaru znajdował się w ewidencji zabytków wyburzenia przetrwały tylko trzy obiekty – warzelnia, willa Haberbuscha oraz budynek administracyjno-mieszkalny.
Wizytowałem ostatnio w Krakowie browar restauracyjny Lubicz, który uruchomiono w jednym z budynków dawnego Browaru Jennego. Tamten browar, podobnie jak warszawski, został przez koncern zamknięty a teren został sprzedany deweloperowi. Jednak w nowym kompleksie mieszkalno-biurowym znalazło się miejsce na zachowanie kluczowych budynków browaru, a piwowarstwo wróciło tam w postaci restauracyjnego browaru. Mam nadzieję, że podobnie będzie i w Warszawie. Stolica nie może pozwolić sobie na szarganie piwowarskiej tradycji w tym wyjątkowym miejscu.
Rok 2001Bar na Karolkowej – rok 2002
Kolejne etapy wyburzania budynków Browaru Warszawskiego:
Poszukuję informacji o lekkim jasnym piwie produkowanym w Browarze Warszawskim jeszcze pod koniec lat ’80. Na etykiecie był Sfinks, piwo miało ok. 3,5% alkoholu i ekstrakt w okolicy 10%. Na dzielnicy nazywaliśmy go „jasiaczkiem”. Za diabła nie mogę sobie przypomnieć nazwy tego piwa (może po prostu „Piwo Jasne”?. Niezbyt często do dostania ale przy każdej okazji się cieszyłem, bo nie lubię mocnych piw. A mocne w mojej systematyce zaczynają się od 5% alc.
Pis
Poszukuję informacji o lekkim jasnym piwie produkowanym w Browarze Warszawskim jeszcze pod koniec lat ’80. Na etykiecie był Sfinks, piwo miało ok. 3,5% alkoholu i ekstrakt w okolicy 10%. Na dzielnicy nazywaliśmy go „jasiaczkiem”. Za diabła nie mogę sobie przypomnieć nazwy tego piwa (może po prostu „Piwo Jasne”?. Niezbyt często do dostania ale przy każdej okazji się cieszyłem, bo nie lubię mocnych piw. A mocne w mojej systematyce zaczynają się od 5% alc.
Pis