Ostatnie festiwale w Warszawie i Poznaniu pokazały, że zadowolenie z imprezy wcale nie jest większe gdy jest mnóstwo wystawców, a do spróbowania są dziesiątki nowych piw. Właściwie jest dokładnie przeciwnie. Kameralny klimat z góra trzydziestoma piwnymi stanowiskami to jest to optimum, kiedy człowiek czuje kontrolę nad sytuacją. No dobra, z tym kameralnym klimatem to może trochę przesada. Lublin po raz kolejny pokazał, że jest nieźle zakręcony na punkcie dobrego piwa – przez trzy dni targi odwiedziło przeszło 11 tysięcy osób (potwierdzone info)! I nawet niedziela w lubelskim wykonaniu przyciąga ludzi spoza branży. Niesłychane.
Po Warszawie i Poznaniu stwierdziłem, że gonitwa za nowościami nie działa. Że maraton próbowania kolejnych piw z niekończącej się listy i spisywania wrażeń na ich temat nie jest tym, co sprawia satysfakcję. Że pora wrócić do źródeł. Czyli że wcale nie chodzi tu o piwo, a na pewno nie powinno być ono najważniejsze. Bo chodzi przede wszystkim o LUDZI. I wielkie festiwale, które pozwalają na krótkie zdawkowe rozmowy to nie jest to. Lublin nareszcie był takim festiwalem, jak to dawniej bywało. Że spokojnie można było pogadać z większością przybyłych piwowarów. Już od jutra zaczynam publikację cyklu wideowywiadów, gdzie podsumowujemy mijający rok 2016 i rozmawiamy na temat planów na rok nadchodzący.
Wiele mówi się o poszerzaniu bazy miłośników rzemieślniczego piwa. Pod tym względem Lublin robi dobrą robotę. Niektórzy mogą się śmiać z odbywających się równolegle „Kolorowych Jarmarków czyli targów rzeczy ładnych” czy też targów mody ślubnej. Ale dzięki temu na imprezie pojawili się ludzie, którzy próbowali takie piwo po raz pierwszy. Dodatkowo cena wejściówki nie była zaporowa – 5 zł za dzień jest jak najbardziej ceną rozsądną. Rynek będzie się rozwijał właśnie dzięki tego typu akcjom.
W dobie festiwalowego i piwnego przesytu Lublin udowodnił, że jest bardzo mocnym punktem na piwnej mapie Polski. Że może pochwalić się świetnymi browarami z regionu z Piwnym Podziemiem i Zakładowym na czele. Że ma fantastyczną społeczność Piwnego Lublina angażującą się w pomoc przy organizacji imprezy i doradztwie mniej zorientowanym w wyborze odpowiedniego piwa. To, że właściwie wszyscy wyjechali z Targów zadowoleni jest świetnym prognostykiem na przyszłość. Tu pozostaje tylko jedyna niewiadoma, a mianowicie termin. Najprawdopodobniej będzie to albo początek listopada albo początek grudnia. A póki co życzyłbym sobie i Wam więcej takich właśnie „samoograniczających” się festiwali, gdzie celem nie jest upchnięcie jak największej liczby wystawców. Pamiętajcie: less is more!
Przed godziną zero
Wymrażana FestBuba – 50 zł za sztukę
Sheep shit czyli owcze łajno!
Wyjeżdża chill kanapa!
Playlista na piątek
Mangooo!
Dudi o Piwnym Lublinie
Dziki Wschód
Piwowarzy o rynku
Cesorz
Zaczynamy dzień drugi
Są butelki!
Adrian Tomczyk czyli lubelski wodzirej
Jeżyna pięknie dojrzała
Jan Stan dostawca cebularza
Do zobaczenia za rok!
Dodaj do ulubionych:
Polubienie Wczytywanie…
Podobne
Lubelski o/ PSPD jakoś pozostał w Twojej pamięci niezauważony. Piwny Lublin to duży potencjał, który w pewien sposób napędza frekwencję, ale my też tam byliśmy i tylko za stand nie robiliśmy. Szkoda, że tego nie zauważyłeś.
Okazuje się, że i 3 dni to za mało by zawitać na dłużej na wszystkie stoiska. Koncentrowałem się na nagraniach z browarami rzemieślniczymi, może przy kolejnej okazji się uda pogadać z ekipą domowych 🙂
Docent litośći!!
Próbowali piwo???? Chociaż Ty dbaj o ten biedny dopełniacz /oczywiście oprócz Beervaulta, którego polszczyzna jest w zasadzie nienaganna/. Co do reszty blogerów , a zwłaszcza vlogerów /wszyscy wiedzą/ już dawno nie ma nadziei.