WFDP6To była już szósta edycja najstarszego w Polsce festiwalu sprofilowanego na dobre piwo i druga, która odbyła się na wrocławskim Stadionie Miejskim. Zawsze będąc na WFDP docieram na były teren festiwalowy w Leśnicy i w tym roku uderzyła mnie różnica skali. Tamten teren jest bardzo mały, wręcz kameralny. W obecnej sytuacji nie wyobrażam sobie przeprowadzenia ogólnopolskiego festiwalu na tak bardzo ograniczonym obszarze. Po stadionowych festiwalach w Warszawie i Wrocławiu widać, jaką drogę w ciągu tych kilku lat przebyła polska piwna scena. A WFDP ciągle się rozrasta. W porównaniu z zeszłym rokiem festiwalowy teren był mniej więcej dwa razy większy i podobnie zwiększyła się liczba oferowanych piw lanych – teraz było ich około 350.

L1690443Co mi się na WFDP podobało? Na pewno to, że scenę muzyczną przesunięto z esplanady na tereny zielone, dzięki czemu nawet w trakcie koncertów można było prowadzić normalne rozmowy. Dodatkowo ten zabieg powiększył teren dostępny dla wystawców. Naprawdę w tym roku było ich tylu, że ciężko było ogarnąć całość. Bardzo fajnym pomysłem był Live Beer Blogging przeprowadzony na trybunach stadionu. To była świetna  okazja do spokojnej degustacji i rozmowy z piwowarami o ich piwie i nie tylko. Od razu nasunęły się skojarzenia z zakończonym tydzień wcześniej Warszawskim Festiwalem Piwa, gdzie trybuny były ważnym elementem atmosfery festiwalu. Potrzebne są takie nowatorskie pomysły by tchnąć świeży powiew w cokolwiek ograne festiwalowe formuły. Last but not least podobała mi się cała atmosfera tworzona przez licznie przybyłych przedstawicieli browarów, wielokranów i po prostu miłośników dobrego piwa. Tak naprawdę piwo już nie jest powodem przyjazdu na taką imprezę, bo tytułowego czyli dobrego piwa nam już nie brakuje. Przyjeżdża się by spotkać się z ludźmi.

A jakie uwagi i spostrzeżenia? Okazało się, że termin majówki miał znaczenie. O ile w piątek frekwencja przypominała tę zeszłoroczną, to już w sobotę ludzi było zdecydowanie mniej, a niedziela przypominała kameralne spotkanie branżowe w stylu Brackiej Jesieni. Dla odwiedzających to zapewne dobrze, że nie musieli stać w kolejkach, dla organizatora i wystawców już raczej nie. Paradoksem losu jest, że prognozy zapowiadały deszczową aurę tymczasem pogoda dopisała. Może to też miało wpływ na decyzję o wybraniu się poza miasto, a niekoniecznie na betonową esplanadę stadionu.

Odnoszę też wrażenie że o ile WFDP może nadal wieść prym jeśli chodzi o wielkość, to mam zdecydowane wątpliwości czy nadal jest on najważniejszy dla polskich browarów rzemieślniczych. W porównaniu z poprzednimi dwoma imprezami kwietniowymi czyli Beer Geek Madness oraz Warszawskim Festiwalem Piwa widać ograniczoną liczbę premier przygotowanych specjalnie na festiwal (dla porównania zeszły rok). Dobrze przynajmniej, że na WFDP powitaliśmy dwa nowe browary – Probus z Oławy oraz reaktywowany Grodzisk Wielkopolski. Moim zdaniem pojawienie się Grodziskiego było głównym piwnym wydarzeniem tej imprezy.

L1690287No właśnie, skoro o Grodzisku mowa to trzeba przejść do piw, które smakowały mi na festiwalu najbardziej. Wystartowałem od rzeczonego Grodzisza i to piwo jest idealne na początek. Wędzonka w nim jest dość delikatna czym odróżnia się od większości interpretacji stylu na rynku. W połączeniu z dobrym wysyceniem oraz lekką pszeniczną kwaskowością jest bardzo pijalne. Mi przypadło mi do gustu choć ekspert od Grodzisza Wojtek Szała wypunktował elementy, które są niezgodne z pierwowzorem. Landrynkowatość była jednym z nich ale ja odczułem ją dopiero w mocniejszej, 13-balingowej wersji. Pojawiły się pewne kontrowersje co do tego, czy piwo rzeczywiście zostało uwarzone w reaktywowanym browarze w Grodzisku Wielkopolskim a nie w Miłosławiu. Nawet jeśli w grę wchodzi druga opcja to należy spodziewać się, że to piwo powinno być jeszcze lepsze.

L1690611Tytuł mistrza sesyjności zgarnął Saison Hey Now z Pracowni Piwa. W tym momencie to najlepszy krajowy saison o rześkim, cytrusowym charakterze. Lekkim zaskoczeniem był Urodzinowy Pils z Zarzecza. Tym razem z optymalną goryczką i niezłym aromatem pokazał klasę Jarka Sosnowskiego. Przyjemnym piwem była Droga Mleczna z chorzowskiego Redena. To wersja Milkołaka z dodaną do tanku kawą, dzięki której piwo nabrało zdecydowanie kawowego profilu tłumiąc jednocześnie laktozowy akcent. Jeśli o laktozie mowa to sporo jej jest w nowej wersji Lublin to Dublin (Pinta/ O’Hara’s) uwarzonej w stylu Robust Milk Stout, choć wyraźny lukrecjowy akcent obecny w tym piwie nie jest w moim typie. Niezbyt mi podpasowała też bardzo wyraźna wanilia w artezanowym Star Cysterna czyli Czarnym Kamazie (Double Oatmeal Stout) przechowywanym 3 tygodnie w beczce po whisky. Skoro jednak miało być o moich festiwalowych faworytach to zaskoczeniem był dla mnie smak RISa z Doctor Brew przechowywanego 4 miesiące w drewnianej beczce po Jacku Danielsie. Piwo mocno czekoladowe, treściwe, o gładkiej teksturze smaku i świetnie ukrytym alkoholu ujawniającym się dopiero po przełknięciu. Nie do uwierzenia jak mocno różniło się od pierwowzoru. Nie zawiódł Wojtek L1690679aFrączyk i jego Browar Widawa. Na festiwal przyszykował dwie premiery. Pierwszą z nich był Rauchbier uwarzony na recepturze Stanisława Szeligi, piwa które zwyciężyło na ubiegłorocznym konkursie przeprowadzonym w ramach Wrocławskich Warsztatów Piwowarskich. Wyraziście wędzone o optymalnej dla 13° Blg treściwości. Jednak piwem, które wywarło na mnie największe wrażenie na festiwalu było druga premiera Widawy – Black Kiss czyli extra stout leżakowany przez pięć miesięcy w beczkach po Jacku Danielsie. Świetne połączenie zdecydowanej kwaśności oraz czekoladowego charakteru czyniła to piwo unikalnym. W kwestii kwaśności Black Kiss prześcignął nawet Kwas Alfa (Pinta/To Øl)! Uznaję zatem, że oczekiwany przeze mnie czas sałer ejli w końcu nadszedł!

W podsumowaniu napisać trzeba, że te trzy dni zleciały mi błyskawicznie i nie miałbym nic przeciwko gdyby festiwal trwał dłużej, co jest oczywiście nierealne. Festiwal jest świetną okazją do licznych spotkań i degustacji ale uważam, że akcent i uwaga polskiej sceny rzemieślniczej przesunie się w kierunku imprez takich jak Beer Geek Madness czy też Warszawski Festiwal Piwa. Tam piwo jest zdecydowanie na pierwszym miejscu, na WFDP mam wrażenie że jest ważnym, ale jednym z elementów całego festiwalu. Pamiętać trzeba też o marce – obecnie dwa festiwale w roku to minimum dla imprez aspirujących do rangi najważniejszych w kraju. Zmiany w festiwalowym krajobrazie zatem są – umarł Festiwal Birofilia w dotychczasowej lokalizacji i formie, akcent WFDP mam wrażenie przesuwa się w stronę festynu i jarmarku z dobrym piwem. Wydaje się, że to będzie dobry festiwal by rzemieślnicy docierali swoją ofertą do szerszych mas, pytanie czy są w stanie konkurować z licznymi browarami regionalnymi czy czeskimi, które dla przeciętnego konsumenta mają piwo bardzie „zwyczajne” i tańsze. Teraz mamy krótką przerwę w imprezowym kalendarium ale już w czerwcu kolejne nowe inicjatywy będą walczyć o naszą uwagę. Na pewno jest ciekawie!

Dzień pierwszy

 Dzień drugi

Dzień trzeci

A w bonusie degustacja trzech ciekawych, ZAGRANICZNYCH piw z oferty Krainy Piwa!

8 komentarzy »

  1. Wybór stadionu na imprezę jak pokazała W-wa bardzo dobry, ale tam stoiska były pod dachem, tutaj pod gołym niebem. W Warszawie łatwo można było wejść na trybuny tutaj był z tym problem. Nie wiem, czy we Wrocławiu nie ma możliwości zorganizowania festiwalu na wzór Warszawski. Niepotrzebnie też zniechęcano ludzi, tym że organizatorzy spodziewają się większej frekwencji. Nikt nie lubi tłumów i stania w kolejkach i korków.

  2. Idea festiwalu jest ok, ale jak na 6 edycję to jest mało dopracowany. Rozmieszczenie stoisk jak dla mnie było chaotyczne, nawet z mapką miałem problem znaleźć np. Widawę. Do tego sprawa płatności co przy sporych kolejkach przy najpopularniejszych browarach wydłużało stanie niemiłosiernie. Następna sprawa to pojemności degustacyjne, moim zdaniem powinny być trzy co najmniej 100, 200, 300. Nie rozumiem dlaczego 100ml to zbyta mało do degustacji , skoro przy winach wystarcza nawet mniej niż 100ml. Jadąc na majówkę zajechaliśmy na festiwal i mieliśmy na degustacje ok. 4h, ilość 200ml była zbyt duża po kilku próbkach alkohol zaburzał percepcję. Kolejna sprawa to temperatura piw, to jest jakiś żart, żeby sprzedawać tak mocno schłodzone piwa na festiwalu dobrego piwa, który jest chyba w szczególności kierowany do pasjonatów tego trunku. Ogrzewanie w rękach zabiera czas, nawet gdybym był na festiwalu przez całe trzy dni byłoby to dla mnie męczące. Szczytem absurdu było polewanie mocno schłodzonego risa od mikkellera niska temperatura po prostu zabijała to piwo.Kolejna kwestia to ceny, 8-10zł a czasem 20zł za próbkę 200ml, to dosyć sporo, oczywiście nie wiem jakie są koszta uczestnictwa w imprezie, więc może cena jest adekwatna co i tak nie czyni jej niską. Na koniec wmieszanie strefy gastronomicznej między stoiska browarów gdzie ludzie degustują piwa jest chorym pomysłem, nie każdy chce czuć zapach grillowanego mięsa wąchając piwo, miejsca było wystarczająco dużo aby te strefy od siebie oddzielić. Oczywiście festiwal nie składał się z samych wad, bo tylu dobrych i genialnych piw w jednym miejscu nie widuje się często. Nie wiem czy próbowałeś funnky cherry z Szału Piw, dla mnie to jedno z najlepszych piw na festiwalu.

    • Zgadzam się co do niefortunności rozmieszczenia strefy gastronomicznej oraz problemu z odnalezieniem stoiska Widawy 😉 Co do próbek to właśnie na WFDP po raz pierwszy wprowadzono próbkę 200 ml i wydaje się ona być optymalna. Serwowanie mniejszej ilości po prostu nie opłaca się wystawcom. Funky Cherry próbowałem już na Beer Geek Madness 2 – świetne piwo!

Dodaj odpowiedź do docent Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.