Niedługo trzeba było czekać na powrót Funky Fluid do Hali Gwardii. Teraz jednak odbyło się to w bardziej dramatycznych warunkach. Poprzednio, na Funky Fest, można było liczyć na imprezowy klimat. W piątek 23 października już wiadomo było, że od północy nastąpi całkowite zamrożenie stacjonarnej działalności gastronomii. Dodatkowo, zgodnie z wówczas obowiązującymi obostrzeniami, o 21 trzeba było zakończyć sprzedaż na miejscu. Mieliśmy poczucie, że to najprawdopodobniej ostatnie takie piwne spotkanie w przeciągu dobrych kilku tygodni, a niewykluczone że w ogóle w tym roku.

A atrakcji, które zapewniła ekipa Funky Fluid nie brakowało. Po pierwsze, chłopaki zainstalowali na stoisku mobilną minipuszkarkę. Każdy chętny mógł zakupione piwo lane zamówić w puszce. Prawidłowe nalanie, a dokładniej rzecz biorąc, szczelne zamknięcie wieczka, to wcale nie taka prosta sprawa. Precyzyjna, wymagająca wprawy robota.

Drugą atrakcją były nalewane grawitacyjnie kellerbiery wprost z Frankonii – Knoblach Ungespundet i Zehendner Monchsmbacher. Odszpuntowanie tego pierwszego, zgodnie z oczekiwaniem, było naprawdę wybuchowe. A same piwa pozwalały inaczej spojrzeć na określenie „lager”. U nas to piwo nijakie, bez charakteru. W wydaniu frankońskim – z naprawdę wyrazistą goryczką, której i Pils by się nie powstydził.

A co dobrego w wykonaniu Funky Fluid lało się z kranu? Zacząłem od Silly czyli Australian Session IPA. Świeże, aromatyczne, wzorcowe wręcz piwo w swej kategorii. Mógłbym pić je cały wieczór. Po jakimś czasie trzeba było sięgnąć jednak po mocniejsze woltaże. Funk Around kooperacja z PINTĄ w stylu Double West Coast IPA okazało się rzeczywiście piwem klarownym, wytrawnym, z obecnością cytrusów ale też i wyczuwalnym 9% alko. Pod tym względem druga kooperacja pod znakiem Funk Around ale z angielskim Brew By Numbers była perfekcyjna. To Triple NE IPA charakteryzowało się intensywnym owocowym charakterem brzoskwini, moreli i owoców tropikalnych, soczystością i kompletnie ukrytym 9% alko. Świetne piwo!

Prócz Funky Fluid spróbowałem też nowego Kwas Rho czyli Sour Grape Ale od PINTY. Smak bardzo ciekawy – kwaśność, taniny, jasne winogrona i wytrawny profil. Jednak w aromacie działo się niewiele. W tym przypadku Sour Grape od gospodarza wypadają lepiej.

Szkoda, ze z planu hucznego, dwudniowego świętowania zostało właściwie jedno popołudnie i wczesny wieczór ale cóż, taka jest covidowa rzeczywistość. Obyśmy nie spotkali się na piwnej imprezie dopiero na wiosnę!

Zapraszam na dwa materiały wideo – pierwszy to mobilna, ręczna puszkarka w akcji plus odszpuntowanie kellera. Drugi to wywiad z Michałem Langierem, Karolem Mizielskim i Grzegorzem Korczem o dotychczasowych działaniach i planach na najbliższe miesiące. Najlepszego Panowie!

 

2 komentarze »

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.