Ubiegłoroczna, pierwsza edycja artezanowego festiwalu 100% craft nie pozostawiała wątpliwości, że jest to formuła udana. Limitowana liczba browarów, dobra lokalizacja niedaleko stacji kolejowej, wyjątkowy klimat. Teraz jednak zasiane zostało ziarno […]
Ubiegłoroczna, pierwsza edycja artezanowego festiwalu 100% craft nie pozostawiała wątpliwości, że jest to formuła udana. Limitowana liczba browarów, dobra lokalizacja niedaleko stacji kolejowej, wyjątkowy klimat. Teraz jednak zasiane zostało ziarno niepokoju – prócz Artezana miały wystawiać się tylko SzałPiw i Piwne Podziemie, podczas gdy rok temu wystawców było sześciu. Czy to aby nie za mało?
Spokojna głowa. Na każdym stoisku do spróbowania było sześć piw, które dodatkowo rotowały. Można by powiedzieć „dla każdego coś miłego”, choć mi zabrakło naprawdę lekkiego piwa do góra 3,5% alko. Szkoda, ze ostatni niskoalkoholowy trend nie był reprezentowany w ofercie, co zaowocowało piątkowym „zmęczeniem materiału”. Cóż, takie są koszta całodniowego festiwalowego dyżuru 😉
100% Craft należy do tych festiwali, gdzie panuje atmosfera pikniku i dobrej imprezy, co oczywiście nie zwalnia ze sporządzenia notatek na temat ciekawych piw. Przejrzyjmy zatem co dobrego lało się na 100 Craft!
Artezan Witbier – uwarzony po 5 latach z okazji urodzin Artezana. To właśnie Witkiem i Dubblem startował Artezan w roku 2012 podczas żywieckiego Festiwalu Birofilia. Wtedy była totalna pomarańcza, trochę zbyt słodka i zbyt nisko wysycona. Jak wypadł powrót? Pierwsze wrażenie zapachowe – pomarańcza, kolendra, delikatne fenole. W smaku wytrawne, ze zdecydowanie wyraźniejszym fenolowym profilem niż w aromacie. Niestety te fenole z czasem zyskują na sile, przykrywając nuty pomarańczy i wpływając na umiarkowaną pijalność. Kolejne warki na tych drożdżach powinny już być bardziej stonowane pod tym względem.
Artezan Pacific Pale Ale – z tanka. O tak, po to właśnie organizuje się imprezy w browarze, by móc spróbować piw wprost z leżaka. Rok temu niespecjalnie mi podszedł, ale teraz był piwem do którego wracałem najczęściej. Bardziej aromatyczne, bardziej intensywne niż wersja „regularna”. Zapach owoców tropikalnych, wyraźna krótka goryczka nasuwały skojarzenia z Session IPA a nie APA. Świetne!
SzałPiw Hazaj. Nie mogłem się doczekać spróbowania New England IPA w wykonaniu Szałów. To ich pierwsze podejście do tego stylu. Efekt? Wyraźny, czysty aromat owoców tropikalnych. Nafty a tym bardziej cebuli brak mimo chmielenia Mosaikiem. W smaku owocowość, zauważalna soczystość, może tylko goryczka zbyt intensywna jak na NE. Piwo sytuujące się w tym momencie między West Coast a New England. Tak czy inaczej, smaczne.
Nie mogło obejść się bez próbki szałowych kwasów. Na początek Powściągliwa Gruszka. Ależ to niesamowite, ekwilibrystyczne wręcz połączenie! Dzikie, stajenne bretty plus gruszkowa słodyczka. Ciekawe, zdecydowanie dla tych, którzy nie tolerują kwaśności. Bo dla tej grupy, do której oczywiście i ja się zaliczam wybór mógł być jeden – Ribesium Nigrum Arcanum czyli czarna porzeczka. Kompleksowy aromat brettów i czarnej porzeczki, a w smaku mocna, perwersyjna wręcz kwaśność. Wyśmienite!
A na deser Bloody Belfegor czyli znów czarna porzeczka ale jako dodatek do…quadruppla! To z kolei coś dla zwolenników smaków słodko-kwaśnych. Alkohol idealnie ukryty, solidna słodowa baza i mocny porzeczkowy finisz. Zdradliwe!
A co u Piwnego Podziemia? Zacząłem od Tangerade czyli Session IPA z sokiem z mandarynek. W aromacie faktycznie wyraźny mandarynkowy sok ale w smaku totalna, granulatowa, gryząca w gardło goryczka. Zdecydowanie musi się jeszcze odleżeć. Po tym doświadczeniu nie za bardzo mogłem powiedzieć coś więcej o Hop Ripperze czyli kolejnym NE IPA. Piwo miało odpowiednio intensywny aromat, ale goryczka z Tangerade’a nie opuszczała kubków smakowych, mimo usilnego ich płukania bieżącą wodą.
W tej sytuacji najbardziej podpasował mi Lord Cardigan w intrygującym stylu Imperial Brown Stout. Określenie „brown” należy rozumieć jako zastosowanie wyspiarskich słodów i odmian chmielu. Poskutkowało to wyraźną gorzką czekoladą, solidną goryczką i mocną palonością. Alkohol ukryty perfekcyjnie. Bezkompromisowe, zdradzieckie i niszczące 😛
Następnego dnia spróbowałem jeszcze Samca Alfa, który bardzo ładnie się ułożył, choć charakter miał zdecydowanie bourbonowy od beczki. A na pewno wiecie co z beczkami należy robić?
yeah batch beczki? 😉
trochę tak 🙂