Po ostatniej edycji WFP pisałem: Podejście gwarantujące satysfakcję? Bez spinki. Bez konieczności spróbowania wszystkich nowości, nawet bez listy „must try”. Na festiwalu piwo jest ważne, ale nie najważniejsze. To spotkania i […]
Po ostatniej edycji WFP pisałem: Podejście gwarantujące satysfakcję? Bez spinki. Bez konieczności spróbowania wszystkich nowości, nawet bez listy „must try”. Na festiwalu piwo jest ważne, ale nie najważniejsze. To spotkania i rozmowy z ludźmi są esencją festiwalowej rzeczywistości.
To stwierdzenie aktualne jest nadal i sądzę, że stanowi świetne remedium na emocje zarówno narzekaczy jak i hurraoptymistów. Czas festiwalowego entuzjazmu skończył się już jakiś czas temu. Jest stabilnie, jest normalnie. Czy nudno? Jeśli nudzą Was rozmowy z innymi, to faktycznie można odnieść takie wrażenie. Ja spędziłem na WFP dobry czas. Jak zwykle zresztą.
Co najbardziej rzuciło się w oczy na ósmej edycji? Wielu zwraca uwagę na mniejszą frekwencję niż poprzedniej wiosny. Dla wystawców źle, dla odwiedzających dobrze. Nie było ścisku, nie było kolejek (poza momentami podłączeń rzadkich specjałów). Widać tendencję – WFP odwiedza coraz mniej ludzi. Może nie znajdują tu wartości dodanej, usprawiedliwiającej wydatek na wejściówkę, a rozmowy z piwowarami nie są im do szczęścia konieczne? Tym bardziej, że miejsc z dobrym piwem w mieście nie brakuje, a cena w nich taka sama. Czy jednak nie popełniamy błędu myślowego sądząc, że przychodzi coraz mniej ludzi nowych, a na sali są wciąż te same twarze? Patrząc po znajomych z pracy, wcale tak nie jest. Kilka koleżanek pojawiło się na WFP po raz pierwszy, a inne nie odpuściły żadnego dnia (brawo Zuza!). Może przestali przychodzić ci, którzy już mają przesyt piwnych klimatów? Dla których piwne rzemiosło nie jest niczym nadzwyczajnym? Sądzę jednak, że dla nowych to wciąż jednak ciekawy, odmienny świat.
Mówi się też o wypaleniu formuły i że tylko metoda „płacisz raz – degustujesz do oporu” ma przed sobą przyszłość. Pierwszego dnia odbyłem ciekawą i pouczającą (jak zwykle) rozmowę z Grześkiem Zwierzyną. W jego opinii w tę stronę powinny zmierzać festiwale, aby nabrać nowego oddechu. Przy czym oferta wystawców deklarujących się na udział w takiej imprezie wcale nie musi obejmować tych nieszczęsnych „sztosów”, a ma dać przekrój ich codziennej oferty. Co zresztą szkodzi by zrobić kilka pakietów? Też z takim dla normalsów, w przystępnej cenie, obejmującym przede wszystkim flagowe produkty browarów?
Nie wiem czy to droga, która pomoże zwiększać dopływ świeżej krwi. Uświadomieni w crafcie tego właśnie oczekują, ale czy nowi także? Wszak to właśnie o nich rzemieślnicy walczą i których chcą do siebie przekonać na dłużej. Pod tym względem widzimy atrakcyjność WFDP, gdzie wstęp jest za free, a który już zdążył zawrócić z ludycznej ścieżki. Teraz mam wrażenie, że warszawski festiwal trochę próbuje wejść w te festynowe buty. Wątpliwa droga, tym bardziej że atrakcje w postaci roznegliżowanych tancerek samby, bębniarzy i strażackiej orkiestry z Mszczonowa z różnych powodów nie były wcześniej specjalnie nagłaśnianie i raczej nie mogły przyciągnąć wątpiących.
Pomysł na dalszą formę WFP należy do organizatorów, ja natomiast życzliwie podpowiadam to, co dla mnie było na festiwalu najatrakcyjniejsze – Strefa Nowych Browarów. Piwa obecnych tu rzemieślników dość rzadko lub wcale nie są dostępne w tak szerokim asortymencie w stolicy. To tu ciągle czuć tę ekscytację i niepewność, której próżno szukać na drugim czy trzecim piętrze. Oni ciągle walczą o uwagę, o swoją przyszłość i swój sukces. Mam nadzieję, że kolejna edycja znów zbierze fajną ekipę festiwalowych debiutantów, a prowadzone przeze mnie spotkanie z nimi, uda się włożyć w bardziej atrakcyjny slot czasowy.
A może po prostu czas na kolejną, odmienną imprezę piwną w Warszawie? Czego Wy oczekujecie po dobrym piwnym festiwalu?
W tym roku nie było mnie na WFP tylko z tego względu, że byłem na festiwalu w Budapeszcie, na którego bilety nabyłem przed podaniem daty festiwalu w mym mieście.
BPBW 2018 był festiwalem gdzie płacisz raz i pijesz jak i ile chcesz. Lali od 50 do 210 (zarówno 100mostów jak i Golem na życzenie lali pod korek).
Był piękny pokal z cechami 50 i 100 ml z miejscem na pianę oraz super koszulki.
Była mocno ograniczona ilość miejsc przez co był kompletny brak kolejek, a z opaską na mieście miało się zniżki w pubach (i niezłe branie na mieście).
Każdy browar miał max 4 piwa do pokazania, więc nie było przesytu , a browary rozważnie dobierały asortyment.
Ale nie to było najlepsze.
Otóż najbardziej podobała mi się książeczka z mapką i opisem wszystkich piw jakie były na miejscu z podziałem na dni.
To co mnie lekko denerwowało na WFP to niedziałający aplikacja/szok informacyjny. Czy piwo jest dziś czy jutro, o której premiera, czy będzie czy nie.
W BPBW mogłem bez problemu lawirując voltami od 3,6 do 14,3 sprawdzić wszystkie piwa i na koniec wypić raz jeszcze 3 u które najbardziej mi smakowały.
Na poprzednich Warszawskich zawsze był pęd i szał na premiery, jeśli teraz było bardziej pikników to fajnie.
Ogólnie czego nie zrobią i tak na WFP się pojawię, ale gdyby od strony informacyjnej się polepszyło było by nieziemsko.
Myślę, że to też jest różnica między festiwalami w formule „płacisz raz-degustujesz ile chcesz” a tradycyjnymi. Te pierwsze biorą na siebie kwestie sprzedażowo-informacyjne co do oferowanych na imprezie piw. W formule tradycyjnej kwestia selekcji piw i dostarczenia informacji należy do browarów-wystawców. Oddając sprawiedliwość – ja nie miałem problemu z wyszukaniem informacji o oferowanych na WFP piwach. Podstrona ontapa spełniała swoją funkcję: https://katalog.warszawskifestiwalpiwa.pl/
Myślę, że WFP ma za zadanie być imprezą, która jest otwarta na jak największą ilość osób. Będąc na WFP w poprzednią jesienną edycję i teraz w wiosenną widziałem różnicę w tym kto był na festiwalu. W sobotę na jesiennej było o wiele więcej ludzi zainteresowanych piwem, natomiast teraz gdy byłem w piątek, o wiele więcej było osób „nowych” łamane na imprezowiczów (a przynajmniej na takich wyglądali).
M.in. dlatego widziałem sporo głosów, że brało w tej edycji cydru na stoiskach.
Jednakże, myślę, że to samo w sobie nie jest złe i myślę o zaproszeniu znajomych niezwiązanych z piwem na kolejną jesienną edycję. Dlaczego? Ponieważ w dobrych warunkach (siedziska na trybunie) mogę spotkać się z znajomymi, każdy weźmie piwo z własnego kręgu zainteresowań (lub nawet byle Pilsa) i razem będzie można spędzić dobrze czas. W międzyczasie ja mogę spokojnie przejść się po strefie nowych browarów, porozmawiać (jeżeli się uda), kupić szkło festiwalowe, kupić w końcu koszulkę festiwalową (do 3 razy sztuka), przelecieć się po głównych stoiskach, a potem (lub w trakcie) wrócić do znajomych siedzących na trybunach.
Wszyscy są zadowoleni, a może przy okazji ktoś z znajomych bardziej zainteresuje się piwem niż było to wcześniej.
„Myślę, że WFP ma za zadanie być imprezą, która jest otwarta na jak największą ilość osób.”
Zgadza się, i tak powinno być na najważniejszej piwnej imprezie w Polsce. Ważne by dla każdej z grup było coś na festiwalu atrakcyjnego. Dla mnie była to Strefa Nowych Browarów. Ale te kilka tysięcy, które ubyło od poprzednich wiosennych edycji, jednak tu nie wróciło. Pytanie z jakiego powodu?
Moim zdaniem mniejszą frekwencja trzeba wytłumaczyć więcej niż jednym powodem:
– Podatek od nowości – to jest już ósma edycja, a więc festiwal jest już 4 rok z rzędu. Część bardziej zainteresowanych piwem „już było” więc decydują się albo zrezygnować albo poszukać innej atrakcji, która jeszcze nie była. Podobnie może być z „nowymi”, którzy po jednym razie już wiedzą czym jest ta impreza i szukają czegoś innego.
– Reklama – widziałem, że w tym roku WFP współpracowało z „Głosem Mordoru”, więc Wołowska i okolice wiedziały o imprezie – ale to tyle. Sam „przypomniałem” sobie o imprezie przypadkiem, podczas rozmowy z „casualem”, który zapytał się mnie o tą imprezę. Jego pytanie mnie zaskoczyło, bo sam właśnie zupełnie zapomniałem i dopiero spojrzenie na fanpage WFP odświeżyło moją wiedzę.
Rozumiem, że reklama np. w radiu dla festiwalu piwa jest bardzo trudna, ale przykładowo w takim Radio Kampus codziennie rano jest sekcja kulturalna z przeglądem tego co się dzieje w najbliższych dniach w Warszawie i tutaj WFP mogłoby się wypromować. Jakieś bilboard na mieście? Nic nie rzuciło mi się w oczy. W Internecie? Np. u takiego Kopyra promocja była bardzo późno, bo dopiero przed samym festiwalem był film „test livestream”, który nakierował na „o kurcze, to w ten weekend będzie”. Jakieś wywieszki w zaprzyjaźnionych multitapach w Warszawie? Na pewno w takich mocno osiedlowych miejscach jak np. „Beczka” na Kabatach pozwoliłaby na lepszy zasięg odnośnie samej wiedzy o imprezie.
Jednakże, może być tak, że tak jak wspomniałeś – to jest stabilizacja i WFP znalazła swoją (w ilości) grupę docelową i teraz powinna ją dopieszczać, zachęcać do dłuższego i częstszego zwiedzania WFP (bo więcej piwa raczej nie da się wypić i tutaj ciężko by było kogoś jakkolwiek zmusić z dobrym efektem).
Myślę, że trzeba jeszcze poczekać na najbliższą jesienną edycję z oceną odnośnie stabilizacji. Jeżeli liczby z jesiennej będą na spodziewanym poziomie (z spodziewanym spadkiem) to znaczy, że jest jak wspomniałem wyżej. Jeżeli spodziewanie mniej, wtedy można zacząć analizować sytuacje pod tym kątem. Jeżeli wyższa, tylko się cieszyć i trzymać obrany kurs.
Kurde, to miała być odpowiedź do mojego wcześniejszego komentarza, ale teraz już nic z tym nie mogę zrobić.
Formułę odmienną przyjął One More Festiwal, ale jak dla mnie spadek liczby chętnych odwiedzenia WFP to także znużenie mnogością dla tych co już trochę się orientują oraz coraz wyższe ceny piw. Potwierdza to cena jednej sesji OMF – 199 zł, w którą wkalkulowano ryzyko jej niepowodzenia. Nawet przy założeniu, że jesteśmy w stanie w trakcie jednej sesji wchłonąć 3 litry piwa (20 próbek po 150 ml) to wychodzi cena piwa (np. 0,33) po 19 zł (wliczając szkło festiwalowe i zwyczajowy bilet wstępu). Owszem sztosy potrafią być droższe, ale są mocno % i nikt nie zagwarantuje, że będą wszystkie od razu dostępne. Gwarancją powodzenia może być duża liczba całkiem nowych, słabo dostępnych browarów.
W tym roku nie było mnie na WFP tylko z tego względu, że byłem na festiwalu w Budapeszcie, na którego bilety nabyłem przed podaniem daty festiwalu w mym mieście.
BPBW 2018 był festiwalem gdzie płacisz raz i pijesz jak i ile chcesz. Lali od 50 do 210 (zarówno 100mostów jak i Golem na życzenie lali pod korek).
Był piękny pokal z cechami 50 i 100 ml z miejscem na pianę oraz super koszulki.
Była mocno ograniczona ilość miejsc przez co był kompletny brak kolejek, a z opaską na mieście miało się zniżki w pubach (i niezłe branie na mieście).
Każdy browar miał max 4 piwa do pokazania, więc nie było przesytu , a browary rozważnie dobierały asortyment.
Ale nie to było najlepsze.
Otóż najbardziej podobała mi się książeczka z mapką i opisem wszystkich piw jakie były na miejscu z podziałem na dni.
To co mnie lekko denerwowało na WFP to niedziałający aplikacja/szok informacyjny. Czy piwo jest dziś czy jutro, o której premiera, czy będzie czy nie.
W BPBW mogłem bez problemu lawirując voltami od 3,6 do 14,3 sprawdzić wszystkie piwa i na koniec wypić raz jeszcze 3 u które najbardziej mi smakowały.
Na poprzednich Warszawskich zawsze był pęd i szał na premiery, jeśli teraz było bardziej pikników to fajnie.
Ogólnie czego nie zrobią i tak na WFP się pojawię, ale gdyby od strony informacyjnej się polepszyło było by nieziemsko.
Myślę, że to też jest różnica między festiwalami w formule „płacisz raz-degustujesz ile chcesz” a tradycyjnymi. Te pierwsze biorą na siebie kwestie sprzedażowo-informacyjne co do oferowanych na imprezie piw. W formule tradycyjnej kwestia selekcji piw i dostarczenia informacji należy do browarów-wystawców. Oddając sprawiedliwość – ja nie miałem problemu z wyszukaniem informacji o oferowanych na WFP piwach. Podstrona ontapa spełniała swoją funkcję: https://katalog.warszawskifestiwalpiwa.pl/
Myślę, że WFP ma za zadanie być imprezą, która jest otwarta na jak największą ilość osób. Będąc na WFP w poprzednią jesienną edycję i teraz w wiosenną widziałem różnicę w tym kto był na festiwalu. W sobotę na jesiennej było o wiele więcej ludzi zainteresowanych piwem, natomiast teraz gdy byłem w piątek, o wiele więcej było osób „nowych” łamane na imprezowiczów (a przynajmniej na takich wyglądali).
M.in. dlatego widziałem sporo głosów, że brało w tej edycji cydru na stoiskach.
Jednakże, myślę, że to samo w sobie nie jest złe i myślę o zaproszeniu znajomych niezwiązanych z piwem na kolejną jesienną edycję. Dlaczego? Ponieważ w dobrych warunkach (siedziska na trybunie) mogę spotkać się z znajomymi, każdy weźmie piwo z własnego kręgu zainteresowań (lub nawet byle Pilsa) i razem będzie można spędzić dobrze czas. W międzyczasie ja mogę spokojnie przejść się po strefie nowych browarów, porozmawiać (jeżeli się uda), kupić szkło festiwalowe, kupić w końcu koszulkę festiwalową (do 3 razy sztuka), przelecieć się po głównych stoiskach, a potem (lub w trakcie) wrócić do znajomych siedzących na trybunach.
Wszyscy są zadowoleni, a może przy okazji ktoś z znajomych bardziej zainteresuje się piwem niż było to wcześniej.
„Myślę, że WFP ma za zadanie być imprezą, która jest otwarta na jak największą ilość osób.”
Zgadza się, i tak powinno być na najważniejszej piwnej imprezie w Polsce. Ważne by dla każdej z grup było coś na festiwalu atrakcyjnego. Dla mnie była to Strefa Nowych Browarów. Ale te kilka tysięcy, które ubyło od poprzednich wiosennych edycji, jednak tu nie wróciło. Pytanie z jakiego powodu?
Moim zdaniem mniejszą frekwencja trzeba wytłumaczyć więcej niż jednym powodem:
– Podatek od nowości – to jest już ósma edycja, a więc festiwal jest już 4 rok z rzędu. Część bardziej zainteresowanych piwem „już było” więc decydują się albo zrezygnować albo poszukać innej atrakcji, która jeszcze nie była. Podobnie może być z „nowymi”, którzy po jednym razie już wiedzą czym jest ta impreza i szukają czegoś innego.
– Reklama – widziałem, że w tym roku WFP współpracowało z „Głosem Mordoru”, więc Wołowska i okolice wiedziały o imprezie – ale to tyle. Sam „przypomniałem” sobie o imprezie przypadkiem, podczas rozmowy z „casualem”, który zapytał się mnie o tą imprezę. Jego pytanie mnie zaskoczyło, bo sam właśnie zupełnie zapomniałem i dopiero spojrzenie na fanpage WFP odświeżyło moją wiedzę.
Rozumiem, że reklama np. w radiu dla festiwalu piwa jest bardzo trudna, ale przykładowo w takim Radio Kampus codziennie rano jest sekcja kulturalna z przeglądem tego co się dzieje w najbliższych dniach w Warszawie i tutaj WFP mogłoby się wypromować. Jakieś bilboard na mieście? Nic nie rzuciło mi się w oczy. W Internecie? Np. u takiego Kopyra promocja była bardzo późno, bo dopiero przed samym festiwalem był film „test livestream”, który nakierował na „o kurcze, to w ten weekend będzie”. Jakieś wywieszki w zaprzyjaźnionych multitapach w Warszawie? Na pewno w takich mocno osiedlowych miejscach jak np. „Beczka” na Kabatach pozwoliłaby na lepszy zasięg odnośnie samej wiedzy o imprezie.
Jednakże, może być tak, że tak jak wspomniałeś – to jest stabilizacja i WFP znalazła swoją (w ilości) grupę docelową i teraz powinna ją dopieszczać, zachęcać do dłuższego i częstszego zwiedzania WFP (bo więcej piwa raczej nie da się wypić i tutaj ciężko by było kogoś jakkolwiek zmusić z dobrym efektem).
Myślę, że trzeba jeszcze poczekać na najbliższą jesienną edycję z oceną odnośnie stabilizacji. Jeżeli liczby z jesiennej będą na spodziewanym poziomie (z spodziewanym spadkiem) to znaczy, że jest jak wspomniałem wyżej. Jeżeli spodziewanie mniej, wtedy można zacząć analizować sytuacje pod tym kątem. Jeżeli wyższa, tylko się cieszyć i trzymać obrany kurs.
Kurde, to miała być odpowiedź do mojego wcześniejszego komentarza, ale teraz już nic z tym nie mogę zrobić.
Formułę odmienną przyjął One More Festiwal, ale jak dla mnie spadek liczby chętnych odwiedzenia WFP to także znużenie mnogością dla tych co już trochę się orientują oraz coraz wyższe ceny piw. Potwierdza to cena jednej sesji OMF – 199 zł, w którą wkalkulowano ryzyko jej niepowodzenia. Nawet przy założeniu, że jesteśmy w stanie w trakcie jednej sesji wchłonąć 3 litry piwa (20 próbek po 150 ml) to wychodzi cena piwa (np. 0,33) po 19 zł (wliczając szkło festiwalowe i zwyczajowy bilet wstępu). Owszem sztosy potrafią być droższe, ale są mocno % i nikt nie zagwarantuje, że będą wszystkie od razu dostępne. Gwarancją powodzenia może być duża liczba całkiem nowych, słabo dostępnych browarów.